Umożliwić im żyć w Polsce na miarę ich talentów, wykształcenia i możliwości

Co u mnie słychać? Pewno Cię nie zaskoczę tym, że wykuwam wizje i działam. Tak już mam. Moją naturalną reakcją na nowe sytuacje jest wyszukiwanie okazji do tego co mógłbym zrobić. Jest to ogromny dar, ale też niebezpieczeństwo rozmienienia swoich sił i talentów na drobne.

Mamy z Ukrainy

W środę pojechałem rowerem do Janek by uzupełnić zapasy w lodówce i w spiżarni. Po drodze między moim Nadarzynem a Jankami jest Centrum Ptak, gdzie są uchodźcy z Ukrainy. Jadąc ścieżką rowerową spotykałem ukraińskie mamy z dziećmi. Potem w supermarkecie w Jankach też je widziałem.

Jeszcze nim się znalazłem bliżej i nim usłyszałem język rosyjski lub ukraiński to wiedziałem, że są z Ukrainy. Ich mowa ciała, sposób chodzenia, coś takiego co od razu mówi, że masz przed sobą człowieka, który dźwiga na barkach jakiś potworny ciężar. Jak już widziałem je z bliska to jeszcze ten wyraz oczu; nie potrafię powiedzieć czy smutny, czy może raczej przygaszony.

Action Man

Od razu włączał się w mojej głowie „action man”. Co zrobić by im ulżyć? Już dzwonię do Olega, już wymyślam, jak moglibyśmy jeszcze coś dla nich zrobić.

Po chwili przychodzi refleksja, że siły musimy skupić na tym co już wybraliśmy jako naszą odpowiedź na to co się dzieje.

Gdzie będą za rok?

Co będzie za rok? Za dwa lata? Za trzy lata? Gdzie będzie ta około 40-letnia Ukrainka, która z nastoletnim synem stała przede mną w kolejce na stoisku mięsnym? Gdzie będzie ta, która szła po ścieżce rowerowej pchając wózek z malutkim dzieckiem, a obok mają biegającego brzdąca? Gdzie będzie ta, które skulona siedziała na przystanku, a smutne dziecko siedziało koło niej?

Może przyjedzie po nią mąż i powie, że ich dom ocalał i mogą wracać, by na nowo posklejać swoje życie na Ukrainie? Może dowie się, że nie ma już do kogo ani do czego wracać? Może dołączy do niej mąż i zdecydują zostać tutaj?

 

Rokwitajcie w Polsce

Jak utorujemy drogę do normalnego życia i pracy w Polsce tym, którzy tutaj będą chcieli lub będą zmuszeni zostać?

Wraz z Olegiem rozpisaliśmy plan na roczny program adoptowania do pracy kobiet z Ukrainy w specjalistycznym handlu. Dobry handlowiec zawsze był, jest i będzie w cenie na rynku. Oleg i ja potrafimy wykuwać talenty handlowe. Na tym się znamy. Z tego żyjemy. Zatem do połowy przyszłego roku zamierzamy zaopiekować się kilkuset Ukrainkami, które dzięki nam znajdą dobrą, ciekawą i dobrze płatną pracę w Polsce.

Może wszyscy wrócą do domu

Ostatnio Oleg się zamyślił i mówi mi, że może to wszystko tam się dobrze skończy i one wszystkie stąd wyjadą do domu, a nasz program będzie nikomu niepotrzebnym wysiłkiem.

Gdyby tak się stało to byłby to jeden ze szczęśliwszych dni mojego życia. Gdyby te matki mogły wrócić do bezpiecznych domów i nie potrzebowały Polski, polskiego rynku pracy, polskiej pomocy to bym się szeroko uśmiechnął. W obliczu takiego dobra nie żałowałbym czasu i sił poświęconych na program, z którego nie musiały skorzystać.

Potencjał

Jeśli jednak zawierucha na Ukrainie potrwa wiele miesięcy lub nie daj Boże lat to musimy to zrobić. Musimy umożliwić im żyć w Polsce na miarę ich talentów, wykształcenia i możliwości. Łatwo jest posadzić Ukrainkę na kasie w sklepie lub dołączyć do ekipy sprzątającej. Ale ona nie po to była najbystrzejszą dziewczyną w klasie, najbardziej operatywną w sąsiedztwie i najlepiej zorganizowaną w swojej ukraińskiej pracy, by resztę życia spędzić w mopem w ręku.

Powoli układamy program. Przekuwamy wizję na konkretny projekt.

Róbmy swoje

Oczywiście bieżące pilne wyzwania odrywają Olega. Dostaje telefon, że pilnie potrzebna kamizelka kuloodporna, bo ktoś z bliskich jest właśnie kierowany do „działań taktycznych”. Potem najpilniejsze stają się maski przeciwgazowe itp.

Szanuję jego postawę i to, że potem potrafi przystanąć i mimo wszystko przełączyć się w tryb „róbmy swoje”.

Polak i Ukrainiec pracujący razem. Jakże to zdanie nabrało znaczenia w ciągu miesiąca.

To tyle mojego podsumowania tygodnia.

Trzymaj się!

 

 

 

Top