Anioły są wiecznie ulotne, zwłaszcza te w Bieszczadach

Na ścianie mojego pokoju wisi zielony, drewniany Bieszczadzki Anioł. Dostałem go w Ustrzykach Dolnych na pamiątkę poprowadzenia kilku dni zajęć z młodzieżą i nauczycielami tamtejszej szkoły.

Język przedmiotów

Może też tak masz, że przedmioty ładnie wpisują się jako symbole w to co się wydarza i co staje na naszej drodze.

Stare Dobre Małżeństwo śpiewało, że „Anioły są wiecznie ulotne, Zwłaszcza te w Bieszczadach, Nas też czasami nosi, Po ich anielskich śladach” (tutaj jest LINK do tej piosenki ku przypomnieniu lub jej poznaniu).

Takim Bieszczadzkim Aniołem, który mnie kilka lat temu ponownie zaprowadził do Ustrzyk Dolnych była Pani Basia Sałosz. Nawet nie wiem, jak mnie znalazła. Kilkakrotnie dzwoniła i zachęcała, bym do nich przyjechał i poprowadził warsztaty.

Trącony skrzydłem

W Ustrzykach zatrzymałem się w domu rodzinnym Państwa Barbary i Tomasza. Poznałem też ich przyjaciół i poczułem się „trącony skrzydłem aniołów bieszczadzkich”.
Gdy się dowiedzieli, że lubię miód, to podarowali mi słój takiego ponoć najbardziej zdrowego i naturalnego w Polsce. Był to miód z pasieki kogoś z ich rodziny, kto miał ule gdzieś między Ustrzykami a Arłamowem.

Ustrzyki w latach 70.

Przyznam, że do wyjazdu do Ustrzyk nie trzeba było mnie długo przekonywać, bo miałem stamtąd barwne wspomnienia z dzieciństwa.

Moi rodzice jeździli latem na zgrupowania łuczników Resovii do hotelu Laworta. My z bratem byliśmy z nimi. Podczas treningów szwendaliśmy się po okolicach Laworty. Znaliśmy wiele zakątków Ustrzyk.

Miło było po latach ponownie zobaczyć te miejsca.

Pani Basia od aniołów

Z Panią Basią i jej mężem nie widziałem się od paru lat. Raz na jakiś czas dostawałem od niej krótkiego maila z podziękowaniem za niedzielny felieton.

W ten poniedziałek dostałem SMSa od Pana Tomasza, z informacją o śmierci Basi. Długo chorowała. Teraz już jest wśród aniołów. One też otoczyły pewno opieką jej rodzinę.

Jeśli wierzysz, że nasze życie nie kończy się na ziemskiej wędrówce, to może prześlij dobrą myśl lub modlitwę w Bieszczady.

Kawa u Pana Boga

Kilka znanych mi osób odeszło w ostatnich tygodniach. W takich sytuacjach słyszę i czytam różne głosy bliskich. Od „przedwczesnej i niepotrzebnej śmierci”, „poprzez bolesne zostawienie bliskich”, aż po „pójście na wyczekiwany spoczynek po ziemskich zmaganiach”.

Śmierć nie jest dla mnie tematem łatwym. Rozum mówi, że to naturalna kolej rzeczy, że każdy z nas rodzi się, żyje i umiera. Serce, gdy ociera się o powiew z tej drugiej strony, to nie pozostaje obojętne. Jest tęsknota za obecnością tych co odeszli.

W oku kręci się łza wspomnień konkretnych sytuacji, rozmów, spotkań z tymi, z którymi już na Ziemi się na kawę nie umówię.

Coś mamy do zrobienia

W tym tygodniu zadzwonił do mnie znajomy przedsiębiorca. Mniej więcej w moim wieku. Nie rozmawialiśmy od dawna. Pretekstem do telefonu była potrzeba domknięcia formalności interesów, które razem robiliśmy dawno temu. Po potwierdzeniu, że obydwaj mamy się dobrze i zdrowo, zamknęliśmy rozmowę stwierdzeniem, że skoro jeszcze żyjemy to najpewniej mamy jeszcze coś do zrobienia na tym świecie.

Życzę Tobie i sobie pogodnego zrealizowania tego z czym zostaliśmy wysłani na ziemską wędrówkę. Zaś tym, którzy już przeszli linię mety jestem winien wspomnienie dobra, które po sobie zostawili.

Top