Flow z narzędziem, czyli człowiek zespolony z maszyną

Dłuższy czas stałem na leśnej ścieżce i gapiłem się na pracę operatora ciągnika. Facet przekładał bele drewna ze sterty przy drodze na przyczepę. Siedział w kabinie i przy pomocy manetek sterował wysięgnikiem z chwytakiem. To wyglądało jakby hydrauliczne palce urządzenia były naturalnym przedłużeniem jego dłoni. Przekładał, podrzucał, poprawiał te ogromne bele tak jakby palcami przesuwał patyczki na stole. Miałem wrażenie kompletnego zespolenia operatora z maszyną. Dla mnie to było przednie widowisko.

A ja?!

Zastanawiałem się co jest takim narzędziem w moich rękach, którego mam wyczucie tak jakby było przedłużeniem mnie samego. Moja lekkość i płynność ruchów nie objawia się w pracach manualnych. Wręcz przeciwnie, niezdarność i niezręczność trafniej pasują do mojego opisu niż finezja ruchów. Natomiast poczucie harmonii miewam w ekosystemie cyfrowym. Są narzędzia które czuję. Intuicyjnie rozumiem z czego wynika takie lub inne działanie danego systemu.

Wyczuwam maszynę

Na przykład mam takie poczucie, gdy prowadzę kanał YouTube. Według mnie to taka maszyna budowania i utrzymywania relacji ze społecznością osób dzielących moje zainteresowania. Wyczuwam co i jak dotknąć by to działało. Widzę jakie ruchy spowodowały takie lub inne rezultaty.

Dla widza YouTube to po prostu portal z milionami rozmaitych filmików. Dla prowadzącego kanał jest to narzędzie zasiewania tego czym chce się dzielić z innymi. YouTube działa metodycznie i niewiele dzieje się tam przypadkowo. Silnik który napędza tą maszynę jest ciągle kalibrowany by najskuteczniej trafiać do widza z tym czego potrzebuje.

Moja niespokojna głowa

Moją głowę wypełniają zainteresowania w różnych obszarach. W godzinach pracy jestem pochłonięty zarządzaniem i pomagam innym coraz sprawniej zarządzać. Równie dużo czasu spędzam nad tym co jest dla mnie ważne niebiznesowo. Ostatnio mam fazę na pogłębienie mojego hobby outdoorowego. Zawsze jeździłem rowerem. Czasem więcej, a czasem mniej. Teraz jest to mój główny sposób podróżowania. W kwietniu wydzieliłem na YouTube osobny kanał na podróże, by oddzielić to od mojego poprzedniego hobby czyli gadżetów IT. 

Kilka tysięcy potrzebujących

Zakładając nowy kanał chciałem podzielić się tym, czego się uczę i czego doświadczam. Liczyłem, że są ludzie którzy z tego skorzystają i tacy którzy odnajdą w tym coś swojego i staną się moim „klubem”. Zacząłem od zera. Do dzisiaj dołączyło do społeczności około 160 osób, które postanowiły regularnie być kontakcie. Część z nich dyskutuje ze mną pod filmami lub na Discordzie.

Dzisiaj spoglądam na film, który nagrałem trzy dni temu o przerobieniu 26-letniego roweru górskiego na wyprawowy: 1200 wyświetleń. Przed miesiącem opublikowałem materiał o tym co podmieniłem w nowym rowerze Unibike: 5000 wyświetleń. Najwyraźniej trafiłem w potrzeby kilku tysięcy osób. Wiem dlaczego tak się stało i rozumiem jak zadziałał algorytm w tym przypadku.

Jeśli nadal będę regularnie publikował to pewno w ciągu dwóch lat będzie to kanał, który nie tylko będzie miał ponad tysięczną społeczność ale będzie też przelewał na moje konto po kilkaset złotych miesięcznie. Zawsze miło mieć luźne dodatkowe pieniądze na swoje hobby 🙂

Twój kanał?

Być może czytając powyższe słowa odnajdujesz samego siebie? Może chodzi Ci po głowie pomysł, by być liderem opinii dla swojego grona? Kiedyś opisywałem działania Izy Siwik, która podobnie jak ja, założyła kanał od zera. Jej obszar to projektowanie, budowa i przebudowa domów, a kanał buduje jej biznes. Podobnie moi znajomi Ania i Robert prowadzący kanał Plan Daltoński, czy Ireneusz Osiński oraz Maciej Gnyszka, których aktywność na YouTube śledzę i aktywnie wspierałem, gdy rozwijali kanały.

Jestem do Twojej dyspozycji w przeprowadzeniu kanału YouTube przez pierwsze 18 miesięcy wzrostu. Możesz z tego skorzystać bez skrępowania, bo to nie jest przysługa, ja to robię za pieniądze. Do Ciebie pieniądze wrócą jak tylko postawisz kanał na nogi, więc mamy tu układ wygrana-wygrana. Tutaj jest LINK, gdzie napisałem co jak i kiedy. Zobacz i napisz do mnie.

Co jest Twoim harmonią?

Jeśli gadanie do kamery to nie Twoje klimaty, to skorzystaj z okazji dzisiejszego felietonu, by poszukać odpowiedzi na pytania: Co jest takim narzędziem w moich rękach, które tak czuję jakby było przedłużeniem moich dłoni? Co zrobię by zrobić z tej kompetencji jeszcze lepszy użytek?

Pogodnie pozdrawiam,

Bernard

Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz

Przez cztery godziny włóczyłem się po błotach w okolicach Radziejowic.

 

Firma eventowa Extremalne 4×4 wsadziła uczestników wyjazdu integracyjnego do pięciu samochodów terenowych. Ja byłem z nimi jako obserwator-fotograf, bo nazajutrz miałem prowadzić warsztaty dla tej samej grupy.

 

Hi-lift

Jazda po bezdrożach to bliskie mi klimaty. Kiedyś miałem małą terenówkę, na której uczyłem się jeździć w trudnym terenie. Woziłem ze sobą podnośnik hi-lift, którym unosiłem samochód zakopany w błocie lub śniegu, by pod koła coś podłożyć i ruszyć dalej. Opanowanie terenu w samochodzie 4×4 nie było łatwe.

 

Dlatego byłem pod wrażeniem widząc ludzi, którzy po raz pierwszy w życiu siedzieli za kierownicą samochodu 4×4 i dobrze sobie radzili. Jako obserwator przesiadałem się z samochodu do samochodu. Podczas zadań na torze przeszkód śledziłem ich przygody z zewnątrz.

 

Nawet szympans by się nauczył

Niczego nie ujmując uczestnikom kierującym samochodami, myślę że udana przeprawa przez bezdroża to nie ich zasługa. Widziałem jak to było prowadzone przez organizatorów. Tutaj widziałem tajemnicę sukcesu.

 

Właściciel samochodu siedział na miejscu pasażera i był zdany na wyczyny uczestnika. Nie każdy imprezowicz umiejętnie obchodził się z samochodem. Jakimś cudem pięciu instruktorów zachowywało ogromny dystans do sytuacji i nieograniczoną cierpliwość do popełnianych błędów.

 

Wolność popełniania błędów

Trudno mi powiedzieć na ile grupa była świadoma w jak mądry sposób uczono ich nowych, niełatwych kompetencji. Mam nadzieję, że to zauważyli i wezmą trochę tego podejścia do uczenia do swoich przedsięwzięć.

 

Jeśli mam się czegoś nauczyć to potrzebuję wolności popełniania błędów. Gdy jestem w środowisku umożliwiającym mi eksperymentowanie bez obawy o porażkę, to łatwiej dać samemu sobie przyzwolenie na takie podejście.

 

Spina ponad wszystko

Widziałem, że niektórzy uczestnicy idealnie weszli w tę konwencję i byli zupełnie wyluzowani w wykonywaniu zadań. Co ciekawe, stworzenie środowiska stymulującego do odważnego uczenia się na błędach nie na każdego działa. Ktoś stawiający sobie zawsze bardzo wysoko poprzeczkę osiągnięć zapętlał się w trywialnych błędach. Mimo luźnego podejścia trenerów i grupy, miał w głowie jakiś przymus działana w napięciu.

Przypuszczam, że taka osoba potrzebowałaby większej dawki „detoksu od perfekcjonizmu” niż te parę godzin.

 

Pozwalasz sobie na błędy?

Ciekawe na ile widzisz u siebie związek otwartości na błędy i porażki z łatwością uczenia się czegoś nowego?

Gdzie masz przestrzeń eksperymentowania bez zawracania sobie głowy bezbłędnością?

Flow i anty-flow

 

Z powodu klientów po raz kolejny sięgnąłem po książkę Drive o motywacji.

Przybliżam im treść, a przy okazji odświeżam sobie pozycję sprzed lat i po raz kolejny czytam o flow.

 

Słodycz zatracenia

Flow, czyli przepływ to jedna z koncepcji, które dają mi do myślenia. Super być w takim stanie umysłu, gdzie czujesz przypływ energii, radości i zaangażowania w działanie.  Jesteś wysoce skoncentrowany i wykonujesz coś co jest wyzwaniem, a zarazem jest to bez wysiłku, a ty pozytywnie tracisz rachubę czasu.

 

Zen i sztuka naprawiania roweru

Uwielbiam ten stan. Odkąd pamiętam to wpadałem na obszary zainteresowań, w których zatracałem się w stanie przepływu. To niezwykłe jak względny jest upływ czasu. Rozstawiam stojak serwisowy i zaczynam przerabiać coś w rowerze. Ani się obejrzę a minęło pięć, sześć lub siedem godzin. Mam satysfakcję, że pokonałem kilka wyzwań, nauczyłem się czegoś nowego i jestem pełen energii.

 

Grochem o ścianę MBA

Z drugiej strony upływ czasu potrafi być morderczym zmaganiem. W sobotę o 9:30 zaczynałem zdalne zajęcia dla studentów MBA. W programie tylko kilka 15-minutowych przerw, by dobrnąć do 16:15. O ile w ukochanym działaniu nawet nie zauważyłbym, że minęło siedem godzin to tym razem było inaczej. Po zakończeniu bardzo długiego modułu spojrzałem na zegarek sprawdzając czy to już nie czas na przerwę. Minęło dopiero pół godziny! To było bardzo długie pół godziny.

Przypomniałem sobie co to znaczy mówić do martwej ściany. Uczelnia wybrała aplikację webinarową, więc uczestnicy nie mogą włączać kamer. Ja się zwykle ratuję wchodząc w interakcję z ludźmi poprzez Menti, czyli uczestnicy anonimowo komentują na ekranach komórek a wypowiedzi widać na ekranie i mogę się do nich odnosić.

Bywa też parę osób, które korzystając z opcji chatu żywo reagują i komentują zajęcia.

Tym razem nic z tych rzeczy! Na czterdzieści osób zalogowanych na webinar, na Menti pojawiało się tylko kilka wypowiedzi. Na chacie też brak znaków życia.

Do południa dobrnąłem przy ogromnym wysiłku energetycznym. Popołudnie poszło szybciej.

Po raz kolejny prowadzę zajęcia na tej samej uczelni, z tego samego tematu i po raz pierwszy doświadczyłem takiej grupy. Mocna nauczka anty-flow.

 

Na szczęście dni mamy teraz długie, więc wieczór wypełniłem aktywnościami, które naładowały mój akumulator i szedłem spać pełen dobrej energii. 

 

Motywatory i pieniądze

Jeśli znasz książkę Drive to pewno pamiętasz, że sporo miejsca poświęcono tam motywacji zewnętrznej i motywacji wewnętrznej. Ta sama aktywność może mieć bardzo różny charakter zależnie od poziomu i rodzaju motywacji.

W sobotę dostałem na własnej skórze doskonałe studium przypadku. Praca z poprzednią grupą MBA dała mi tyle radości i taki flow, że chętnie zaczynałem sobotnie zajęcia, nawet nie zastanawiając się czy mam dobrze wynegocjowane honorarium.

Z sobotnią grupą pracowałem jak kasjerka w supermarkecie myśląc, że jak dobrnę do końca zmiany to dostanę wynagrodzenie, dzięki któremu mogę zrobić dla odmiany coś sensownego.

 

Życzę Tobie i sobie wielu godzin flow!

 

Dobrej niedzieli!

 

Pogodnie pozdrawiam,

Bernard

Czy leci z nami pilot? Sztuczna inteligencja bardzo nam pomaga a nawet za…

Komuś ze znajomych zablokowano konto w mediach społecznościowych z powodu błędnego posądzenia o treści zakazane.

Przed tygodniem mój felieton nie dotarł do 360 osób z powodu blokady na serwerach, a wyjaśniono mi że to mogło być z powodu zawartości, nazwy, adresu, IP lub niewłaściwych linków.

 

Komputer mnie bije?!

Za powyższymi sytuacjami stoi sztuczna inteligencja. Systemy komunikacji zostały tak skonfigurowane, by zapewnić maksymalne bezpieczeństwo. Inteligentne algorytmy analizują treści, decydują i natychmiast wdrażają w życie swoje decyzje.

O godzinie 7:24 w niedzielę 21 maja 2023 na skrzynkę mailową na Wirtualnej Polsce u Pani Doroty próbował przebić się mail od Bernarda Frugi. System uznał, że mail od Frugi nie jest bezpieczny i natychmiast zablokował jego dostarczenie. To samo uczynił z kilkuset innymi odbiorcami, bo mieli dostać tą samą treść.

 

Pani Dorota nie miała pojęcia, że cokolwiek takiego działo się w niedzielny poranek. Później, gdy bezskutecznie szukała w skrzynce mailowej felietonu, bo chciała go przeczytać przy porannej kawie, to pomyślała że pewno Bernard tym razem nic nie napisał. Jak się spotkają na jakimś evencie biznesowym to może o tym zagadnie. W sumie nic wielkiego się nie stało.

 

Zmywarka żyje własny życiem

Powyższy przykład jest stosunkowo niegroźny. Więcej kłopotu powoduje blokowanie w podobny sposób transakcji bankowych czy kont internetowych służących do wykonywania pracy.

 

Piszę o tym by zwrócić Twoją uwagę na zjawisko, które w najbliższym czasie może przybrać na sile. Być może Twój SMS nie dotrze do osoby, z którą chciałeś się pilnie skontaktować. Może nie uda Ci się złożyć zamówienia w sklepie, w którym zwykle kupujesz online. Być może nie będziesz w stanie zmienić w aplikacji ustawienia temperatury na piecu w domowej kotłowni. Być może aplikacja do obsługi zmywarki w Twojej kuchni uzna, że nie masz prawa dostępu.

Nie chcę iść dalej w wymyślaniu coraz istotniejszych dla naszego funkcjonowania obszarów, by nie wpędzić Cię w paranoję.

 

Medycyna i lotnistwo?

Przypuszczam, że systemy bardzo ważne dla naszego bezpieczeństwa szybciej poradzą sobie z problemami i może nawet nie odczujemy pomyłek sztucznej inteligencji. Decyzje w obszarze systemów medycznych lub transportu lotniczego najpewniej będą dużo ostrożniej przekazywane sztucznej inteligencji niż w serwerowni darmowych kont mailowych.

 

Co się dzieje? Dlaczego mamy takie problemy? 

W mojej ocenie jest to nieunikniony efekt uboczny wdrażania niezwykle mocnej technologii. Mamy dowody na to, że sztuczna inteligencja świetnie poradzi sobie z licznymi działaniami zastępując człowieka. Moje umiejętności projektowania okładek do filmów na YouTube, wymyślania słów kluczowych do publikacji online czy tytułów tekstów to poziom przedszkola w porównaniu z tym co potrafi zrobić system oparty o sztuczną inteligencję.

 

Jednak, gdzie drwa rąbią tam drzazgi lecą. Inaczej mówiąc, fascynacja nowymi możliwościami sztucznej inteligencji tak zawładnęła wieloma głowami i portfelami, że widzę to jak nieunikniony kierunek. Systemy sztucznej inteligencji wdrażane do coraz to nowych obszarów naszego życia będą powodować przejściowe problemy. Po kilku tygodniach lub miesiącach problemy będą znikać, bo administratorzy poprawią konfigurację a sztuczna inteligencje uczy się na swoich pomyłkach. Potem pewno problemy pojawią się na innym poziomie, gdy już nie będzie ludzkich administratorów. Mam nadzieję, że tamtej fazy jeszcze daleko.

 

Co to praktycznie oznacza dla Ciebie i dla mnie?

Myślę, że warto przypomnieć sobie o alternatywnych rozwiązaniach, gdzie sztuczna inteligencja nie rządzi. Jeśli ktoś dziwnie nie odpowiada na Twojego SMSa to zadzwoń do niego.

Jeśli setki ludzi nie dostają mojego felietonu to wracam do publikowania ich także na stronieby Czytelnik szukając w niedzielny poranek nowego artykułu nie był skazany na maile. Jeśli aplikacja Twojego urządzenia AGD nie działa to sięgnij do instrukcję obsługi i ręczne sterowanie na urządzeniu.

 

Pogodnie pozdrawiam,

Bernard

 

 

====PONIŻEJ PRZESYŁAM KOPIĘ FELIETONU SPRZED TYGODNIA BO OKOŁO 400 Z WAS NIE DOSTAŁO TEGO TEKSTU Z POWODU ODRZUCENIA PRZEZ SERWERY====

 

 

Dzień dobry

 

„Jak w książce >>Dzikie serce<<  Eldredge’a. Tęsknoty męskiej duszy. Ja się duszę i coś zmienić muszę. Zwłaszcza że też 53…”

 

Powyższe zdanie napisał widz pod nagraniem mojej biwakowej transmisji na youtube. Coś w tym jest! Znam książkę „Dzikie serce”.

Eldredge przekonuje w niej, że facet musi udać się w góry duszy, na pustynię i w niezbadane rejony, by odzyskać swoje serce.

 

Ruszyć w długą

Niedawno rozmawiałem ze znajomym, który miał w zwyczaju brać plecak i wędrować przed siebie. Zdarzało mu się, że był zaczepiany przez ludzi, dla których był uosobieniem ich niespełnionych pragnień. Ktoś mu wyznał, że czuje się jak przykuty do codziennego, stabilnego życia i marzy by też „ruszyć w długą”.

 

Nie wiem czy to sprawa męska czy ludzka. Dzisiaj mówić, że coś jest sprawą męską wydaje się na wstępie podejrzane. Nie jestem specjalistą od płci i tożsamości płciowej, więc pozostanę przy swoim osobistym doświadczeniu. Dla jednego będzie to doświadczenie męskie, dla innej ludzkie.

 

Wody w bród

W czwartek po pracy ruszyłem rowerem z Wolbromia. To był chłodny, deszczowy dzień. Miałem pomysł na pstrąga na kolację w Ojcowie. W zasadzie nie miałem żadnego planu i zdawałem się na to co wieczór przyniesie. Pstrąg był jedną z opcji podpowiedzianą przez znajomego. Kilka kilometrów przed Ojcowem szlak przecinał   Prądnik. Rzeka niewielka, a przede mną był bród z betonowych płyt. Deszcz podniósł poziom wody, strumień okazał się mocny.  Po wjechaniu rowerem przewróciłem się i byłem w skąpany w Prądniku. 

Nic poważnego się nie stało, ekwipunek był w wodoszczelnych sakwach, a prędkość niewielka więc bez urazów.

Pamiętam myśl, która przeleciała mi przez głowę w ułamku sekundy, gdy już wpadałem do wody. To była emocja totalnego zaskoczenia, takiej wręcz fascynacji tym że dzieje się coś nieprzewidzianego i nieoczekiwanego.

Ani mnie to nie przestraszyło, ani nie zezłościło, ani nie zasmuciło. Tylko takie zaintrygowanie tym, że to się stało. Chyba coś jest na rzeczy z tym „Dzikim sercem”.

 

Niemiecki turysta

Przemoczone buty zmieniłem na sandały i stylowo założyłem pod nie skarpety. Niemieccy turyści widzieliby we mnie swego towarzysza (pozwalam sobie na żart, bo na świecie napotkani ludzie ze skarpetami w sandałach niemal zawsze okazywali się Niemcami). Suchością stóp długo się nie nacieszyłem, bo od Ojcowa wdrapywałem się drogą Zamkową w stronę Maszyc. Szlak był tak mokry i śliski, że rower tracił przyczepność. Koniec końców pchałem go pod górę włażąc w kałuże.

 

Budyń zamiast pstrąga

Na googlach poszukałem pola biwakowego i dotarłem tam zmarznięty, ale szczęśliwy z właśnie pokonanych wyzwań. Ogrzałem nogi w puchowym śpiworze i przed dwudziestą odpaliłem transmisję dla mojej gadżeciarskiej społeczności na YouTube. Zamiast pstrąga w Ojcowie miałem budyń na kempingu i też z tego byłem zadowolony.

 

Infekcje i balsamy

Dzisiaj jest niedziela. Jestem pełen sił i energii. Dobrze się czuję. Dlaczego o tym piszę? Bo w ubiegłym tygodniu ktoś wyraził obawę, że wycieczki w deszczowe i zimnie dni są nieprzyjemne i potem łapie się infekcje. U mnie ani nie wystąpiła nieprzyjemność ani infekcja.

 

Każdy z nas jest nieco inaczej skonstruowany i mój styl życia z pewnością nie jest uniwersalny. Aczkolwiek autor słów „ja się duszę i coś zmienić muszę” mógłby dać sobie szansę na jeden czy dwa dni samotnej wycieczki bez szczegółowego planu i celu. Być może to byłoby dla niego balsamem.

 

Jakie są Twoje refleksje i doświadczenia w tym temacie? Na ile widzisz u siebie lub u innych jakieś pragnienia „dzikości serca”?

 

Pogodnie pozdrawiam,

Bernard

Między Przemyślem a Bachmutem

Dzień dobry,
Zdrowia życzę, bo zdrowie jest najważniejsze! – na takie winszowanie jakiś ksiądz narzekał wskazując, że są wartości istotniejsze od zdrowia.

Proza bólu

Dzień przed Wigilią zadzwoniłem do znajomego, by podziękować za to i owo, a on mi mówi, że całą rodziną leżą w łóżku bo zmorzyła ich grypa. Życzyłem mu przede wszystkim zdrowia.

Gdy chłop leży z gorączką 39 stopni to zamiast opowiadać mu o znaczeniu życia wiecznego, życzyłem mu zdrowia.

Myślę, że wspomniany ksiądz ma rację przypominając, że lepiej zainteresować się swoim długofalowym, wiecznym dobrostanem, niż chwilowym fizycznym świętym spokojem. Tylko, że w czasie ataku bólu i choroby naturalnie skupiamy się na zwalczeniu choroby i to co pilne przejmuje władzę nad tym co fundamentalnie ważne.

Układ Otwarty

Dlaczego o tym piszę? Bo na jutjubowym kanale Układ Otwarty obejrzałem rozmowę Igora Janke z polskim medykiem wojskowym Damianem Dudą służącym w okolicach Bachmutu (tutaj jest LINK).

 

Od lutego staram się zachować pogodę ducha, mimo trwającej wojny. Robię to na co mam wpływ, staram się pogodzić z tym na co wpływu nie mam i modlę się o mądrość by odróżniać jedne sytuacje od drugich.

Chodzi o mój dom

Mieszkam i pracuję w zacisznym, ogrzanym i podłączonym do wszelkich możliwych mediów domu w Nadarzynie. Jeden dzień jazdy ode mnie jest linia frontu, gdzie Pan Damian i jego koledzy służą w zimnie, błocie, bez prądu i przy ciągłym zagrożeniu.

Ukraińcy trzymają tam linię frontu, która w moim rozumieniu sytuacji jest frontem naszej wojny. Myślę, że gdyby rosyjskich sił tam nie związano, to przyszliby po nas, po naszą ziemię i nasze domy.

Może inaczej to widzisz i być może masz większy ode mnie dystans do tego co dzieje się na Ukrainie. Nie roszczę sobie prawa do obiektywnej prawdy, a jedynie dzielę się moim rozumieniem sytuacji.

Betania w Przemyślu

Igor Janke i Damian Duda proszą o pomoc finansową, by starczyło środków na to co się dzieje. Wpłaciłem 300 złotych na wsparcie medyków na froncie. Zaś kilka dni wcześniej napisał do mnie znajomy, prosząc bym zachęcił osoby z mojego kręgu do zrzutki na prace wykończeniowe hospicjum w Przemyślu (tutaj jest LINK). Od 2019 roku wspieram jego dzieło i z każdego sprzedanego egzemplarza książki „Skuteczny manager” odkładam 3 złote na hospicjum. Jeśli mieszkańcy Przemyśla i okolic także wspierają to dzieło swoimi darowiznami to pewno uda się ukończyć dzieło, które ma służyć tamtej społeczności lokalnej.

Dla osób niezwiązanych z Przemyślem przed lutym mogła to być okazja do zrobienia czegoś dobrego i przy okazji wsparcia dzieła w ubogim zakątku Polski.

Moje buty na Ukrainie

Jednak teraz nie potrafię wykrzesać z siebie zaangażowania w ogólnopolskie wspieranie przemyskiego hospicjum, gdy moje buty zimowe pojechały na Ukrainę.

Przypuszczalnie wojna się za jakiś czas skończy, a nasi ludzie wrócą z frontu do swoich rodzin. Wtedy nie będzie zrzutek na wojennych medyków, ani kupowania dronów dla żołnierzy siedzących w okopach. Dobra wola i chęć pomocy tych, którym lepiej się wiedzie, pójdzie wtedy pewno w lokalne dzieła, takie jak hospicjum w Przemyślu.

Niech Bóg ma Was w opiece

Na początku felietonu napisałem, że skupienie na doraźnych sprawach kosztem długofalowych to kiepska taktyka. W bożonarodzeniowym rozrachunku to nie zdrowie jest najważniejsze tylko życie wieczne.

W cywilizacyjnym rozrachunku przyszłości naszego kraju to opieka nad starymi i cierpiącymi będzie ważniejsza niż donieckie błota.

Tylko, że tak jak choremu przyjacielowi życzyłem przede wszystkim zdrowia, tak moje myśli są dzisiaj przy facetach narażających życie między Bachmutem a Sołedarem.

Zamiast życzyć Tobie i sobie „Wesołych Świąt” proszę Cię o chwilę modlitwy lub wysłanie ciepłych myśli tym co Święta spędzają na wojnie.

Pogodnie pozdrawiam,

Bernard Fruga

Ta wiadomość jest pisana dla wyniku

„Ta piosenka jest pisana dla pieniędzy! ” – śpiewał ćwierć wieku temu Grzegorz Ciechowski.

Pisząc tego maila korci mnie, by zacząć od: ta wiadomość jest pisana dla pieniędzy!

Mówiąc wprost: od 10 maja do 7 czerwca prowadzę (z Olegiem) szkolenie dla handlowców. Przez 4 tygodnie towarzyszymy kursantowi dzień w dzień, a on dzięki temu zarabia więcej pieniędzy.

Proszę Cię, daj znać tym, których masz obok co żyją z przekuwania relacji na transakcje. Inaczej mówiąc osoby handlujące, obsługujące klientów i prowadzące sprzedaż doradczą.

Mamy jeszcze parę miejsc i dobrze by ktoś z nich skorzystał, bo tylko raz do roku robimy to w formule otwartej.

Jeśli interesują Cię szczegóły, to czytaj dalej. Lecz jeśli już widzisz, że tego maila po prostu warto podać dalej, a nie wgryzać się w szczegóły to tak zrób. Najważniejsze już wiesz.

Teraz opiszę, jak to wygląda, jak działamy i jakie cele stawiamy sobie i każdemu uczestnikowi.

Ty osiągniesz

  • Zwiększenie przewidywalności efektów sprzedażowych
  • Zwiększenie koncentracji na wyniku
  • Zmiana postawy z „wynik jest/przyjdzie” na „ja mam wpływ na wynik”

Film  

Nagraliśmy 15 minutowy film, w którym opowiadamy co sprawia, że taki miesięczny program niezawodnie działa: LINK FILM

(Wiem, że niektórzy wolą oglądać i słuchać niż czytać)

Dla kogo?

Jest dobra szkoła tak dla handlowca stawiającego pierwsze kroki i potrzebującego codziennego prowadzenia, jak i dla „starego wyjadacza”, który chce wrzucić swoją robotę na wyższym bieg.

Jak to prowadzimy?

Każdy uczestnik objęty programem będzie przez 4 tygodnie prowadzony dzień w dzień, w doskonaleniu swoich umiejętności sprzedaży:

  • Program rozpoczyna się od indywidualnego wideo-spotkania;
  • Potem jest kilkugodzinne szkolenie online, a dalej
  • Codzienna poranna odprawa oraz
  • Superwizja dwa razy w tygodniu (na bazie rozmów handlowych, z których trenerzy będą dzień po dniu wyłapywać to co idzie dobrze oraz to co jest do poprawy)

  Metody pracy

Program prowadzi dwóch trenerów, doświadczonych w pracy z siłami sprzedażowymi. Każdy uczestnik będzie przechodził przez taki sam proces opierający się na nabyciu dobrych praktyk komunikacyjnych, przełamaniu barier w swojej postawie wobec sprzedaży, aktywnemu wykorzystaniu materiałów i narzędzi sprzedażowych, wytrwałym ukierunkowaniu na domykanie otwartych okazji biznesowych oraz otwieraniu nowych szans sprzedażowych.

Trenerzy

Bernard Fruga to autor, trener i mentor biznesu. Jego specjalizacją jest łączenie obszaru zarządzania z rozwojem charakteru.

Doradza strategicznie, udoskonala zarządzanie, współtworzy modele biznesowe, wdraża mechanizmy budowania zespołów i wyposaża liderów biznesu w wymagane kompetencje.

Przez kilkanaście lat pracował na stanowisku międzynarodowym, a większość tego czasu spędził mieszkając w Szwajcarii. W praktycznym działaniu nauczył się co to jest zarządzanie projektami, komunikacja międzynarodowa, szkolenie, wdrażanie rozwiązań, zarządzanie zespołem rozproszonym na różnych kontynentach i tworzenie nowych przedsięwzięć od Sydney, poprzez Belgrad, aż po Puerto Rico. Był też globalnym konsultantem amerykańskiej korporacji Nielsen, gdzie łączył business development z porządkowaniem procesów biznesowych.

Jest certyfikowanym przez MATRIK trenerem zarządzania. Posiada poświadczenie ABW bezpieczeństwa do informacji oznaczonych klauzulą „TAJNE”.

Ma dyplom psychologa KUL, w czasie studiów specjalizował się w psychologii przemysłowej (później nazywanej psychologią biznesu).

Napisał „ISRIKUZ II. Skuteczny manager”, „ISRIKUZ. Pogodne przywództwo”, „Alfabet ogarniania”, „Eventworking” oraz „Od przedszkola do Doliny Krzemowej”.

Oleg Prybylo – trener biznesu, menedżer, konsultant TOC

Doświadczenie zawodowe:

Socjocybernetyk, trener biznesu, doświadczony menedżer. Przez dwanaście lat budował i rozwijał zespoły w kraju i za granicą. Uczestniczył w rozbudowywaniu sieci handlowych w Moskwie, Kijowie, Białorusi, Czechach. Wdrażał i rozwijał know how zespołów w branży poligraficznej, rolniczej, elektrycznej, IT. Licencjonowany konsultant w zakresie Teorii Ograniczeń. Doradca kadry menedżerskiej w zakresie zarządzania operacyjnego.

Specjalizacja:

Diagnostyka głównego ograniczenia w systemie biznesowym. Rozwój zdolności menedżerskich wspierających osiągnięcie postawionego celu. Doradztwo i szkolenie sił sprzedażowych w B2B.

Wykształcenie:

Magister socjologii (specjalizacja – socjocybernetyka), Uniwersytet im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Trener Biznesu certyfikowany przez House od Skills. Certyfikowany konsultant TOC certyfikowany przez TOC Consulting Goldratt School.

Doświadczenie w obszarze szkoleń sprzedażowych:

Ma bogate doświadczenie w uruchamianiu biur sprzedaży, rozwoju pracowników działów sprzedażowych. Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów jest firma Edica Sp. z o.o., gdzie realizował warsztaty i konsultacje, dzięki którym w najtrudniejszych czasach kryzysu sprzedaż nie tylko utrzymała się w dobrej kondycji, ale również nie został utracony żaden cenny pracownik działu.

Inwestycja

Inwestycja w takim modelu to 6000zł+vat za uczestnika za 4 tygodnie.

Kontakt

Telefon: + 48 600888862

Mail: kontakt@hybridsolutions.pro

Strona: https://wynik.pro

Pogodnie pozdtawiam,

Bernard

Umożliwić im żyć w Polsce na miarę ich talentów, wykształcenia i możliwości

Co u mnie słychać? Pewno Cię nie zaskoczę tym, że wykuwam wizje i działam. Tak już mam. Moją naturalną reakcją na nowe sytuacje jest wyszukiwanie okazji do tego co mógłbym zrobić. Jest to ogromny dar, ale też niebezpieczeństwo rozmienienia swoich sił i talentów na drobne.

Mamy z Ukrainy

W środę pojechałem rowerem do Janek by uzupełnić zapasy w lodówce i w spiżarni. Po drodze między moim Nadarzynem a Jankami jest Centrum Ptak, gdzie są uchodźcy z Ukrainy. Jadąc ścieżką rowerową spotykałem ukraińskie mamy z dziećmi. Potem w supermarkecie w Jankach też je widziałem.

Jeszcze nim się znalazłem bliżej i nim usłyszałem język rosyjski lub ukraiński to wiedziałem, że są z Ukrainy. Ich mowa ciała, sposób chodzenia, coś takiego co od razu mówi, że masz przed sobą człowieka, który dźwiga na barkach jakiś potworny ciężar. Jak już widziałem je z bliska to jeszcze ten wyraz oczu; nie potrafię powiedzieć czy smutny, czy może raczej przygaszony.

Action Man

Od razu włączał się w mojej głowie „action man”. Co zrobić by im ulżyć? Już dzwonię do Olega, już wymyślam, jak moglibyśmy jeszcze coś dla nich zrobić.

Po chwili przychodzi refleksja, że siły musimy skupić na tym co już wybraliśmy jako naszą odpowiedź na to co się dzieje.

Gdzie będą za rok?

Co będzie za rok? Za dwa lata? Za trzy lata? Gdzie będzie ta około 40-letnia Ukrainka, która z nastoletnim synem stała przede mną w kolejce na stoisku mięsnym? Gdzie będzie ta, która szła po ścieżce rowerowej pchając wózek z malutkim dzieckiem, a obok mają biegającego brzdąca? Gdzie będzie ta, które skulona siedziała na przystanku, a smutne dziecko siedziało koło niej?

Może przyjedzie po nią mąż i powie, że ich dom ocalał i mogą wracać, by na nowo posklejać swoje życie na Ukrainie? Może dowie się, że nie ma już do kogo ani do czego wracać? Może dołączy do niej mąż i zdecydują zostać tutaj?

 

Rokwitajcie w Polsce

Jak utorujemy drogę do normalnego życia i pracy w Polsce tym, którzy tutaj będą chcieli lub będą zmuszeni zostać?

Wraz z Olegiem rozpisaliśmy plan na roczny program adoptowania do pracy kobiet z Ukrainy w specjalistycznym handlu. Dobry handlowiec zawsze był, jest i będzie w cenie na rynku. Oleg i ja potrafimy wykuwać talenty handlowe. Na tym się znamy. Z tego żyjemy. Zatem do połowy przyszłego roku zamierzamy zaopiekować się kilkuset Ukrainkami, które dzięki nam znajdą dobrą, ciekawą i dobrze płatną pracę w Polsce.

Może wszyscy wrócą do domu

Ostatnio Oleg się zamyślił i mówi mi, że może to wszystko tam się dobrze skończy i one wszystkie stąd wyjadą do domu, a nasz program będzie nikomu niepotrzebnym wysiłkiem.

Gdyby tak się stało to byłby to jeden ze szczęśliwszych dni mojego życia. Gdyby te matki mogły wrócić do bezpiecznych domów i nie potrzebowały Polski, polskiego rynku pracy, polskiej pomocy to bym się szeroko uśmiechnął. W obliczu takiego dobra nie żałowałbym czasu i sił poświęconych na program, z którego nie musiały skorzystać.

Potencjał

Jeśli jednak zawierucha na Ukrainie potrwa wiele miesięcy lub nie daj Boże lat to musimy to zrobić. Musimy umożliwić im żyć w Polsce na miarę ich talentów, wykształcenia i możliwości. Łatwo jest posadzić Ukrainkę na kasie w sklepie lub dołączyć do ekipy sprzątającej. Ale ona nie po to była najbystrzejszą dziewczyną w klasie, najbardziej operatywną w sąsiedztwie i najlepiej zorganizowaną w swojej ukraińskiej pracy, by resztę życia spędzić w mopem w ręku.

Powoli układamy program. Przekuwamy wizję na konkretny projekt.

Róbmy swoje

Oczywiście bieżące pilne wyzwania odrywają Olega. Dostaje telefon, że pilnie potrzebna kamizelka kuloodporna, bo ktoś z bliskich jest właśnie kierowany do „działań taktycznych”. Potem najpilniejsze stają się maski przeciwgazowe itp.

Szanuję jego postawę i to, że potem potrafi przystanąć i mimo wszystko przełączyć się w tryb „róbmy swoje”.

Polak i Ukrainiec pracujący razem. Jakże to zdanie nabrało znaczenia w ciągu miesiąca.

To tyle mojego podsumowania tygodnia.

Trzymaj się!

 

 

 

Wiem dlaczego Ukraina wygrywa, bo znam Olega

Wojna sprawiła, że zawalił mu się świat. Całymi dnami siedział i czytał jakieś wycinki z gazet. Nie był w stanie niczego pożytecznego robić. Na szczęście jego żona miała głowę na karku i poprzez swoją operatywność zapewniła rodzinie byt w czasie okupacji.

Taką historię o swoich dziadkach opowiadał ktoś ze znajomych.

Wycinki gazet

80 lat temu nie było mediów społecznościowych, całodobowych kanałów informacyjnych ani botów wpływających na to co wiemy i jak o tym myślimy.

Dzisiaj pokusa by odkleić się od życia i zamieszkać wśród „wycinków z gazet” jest niepomiernie większa.

Ktoś w mijającym tygodniu powiedział, że poza wojną, w której giną ludzie za naszą wschodnią granicą, toczy się wojna o nasze umysły.

Czwartkowa pobudka

W czwartek obudziłem się jeszcze przed budzikiem. Było jakoś około piątej rano. Po półgodzinnej medytacji zabrałem się za codzienną rutynę. Sprawdziłem maile i rzuciłem okiem czy ktoś mnie nie zaczepiał w mediach społecznościowych. Wtedy trafiłem na post Agnieszki Romaszewskiej, która napisała o początku wojny na Ukrainie. Więcej szczegółów znalazłem na którymś z brytyjskich serwisów prasowych.

Dzięki Bogu miałem dwie godziny do rozpoczęcia pierwszych spotkań biznesowych online. Zdążyłem zebrać myśli i przestawić głowę na tryb pracy.

Jak mam pomóc?

Tego dnia czekało mnie kilkanaście indywidualnych konsultacji.   Olega mogłem tylko łapać SMSami. Dopiero po południu udało nam się porozmawiać.

Na szczęście jego bliscy są bezpieczni w zachodniej części Ukrainy.

Jak to zwykle bywa, w sytuacji, na którą nie mam wpływu włącza mi się chęć by jednak coś zrobić. Na moje pytanie o to jakiej pomocy potrzeba, Oleg odpowiedział spokojnie i trzeźwo:

Musimy jeszcze bardziej rozwijać to co robimy w biznesie, bym mógł regularnie dawać pieniądze moim na Ukrainie.

Wspierać regularnie

Przecież to oczywiste! Jednorazowa pomoc to piękny gest. Tylko jak uczy doświadczenie organizacji charytatywnych łatwo zebrać jednorazowe środki, gdy dzieje się coś strasznego. Trudniej dostawać regularne wsparcie, gdy dramat nie przebija się na pierwsze strony mediów. Co z oczu to z serca.

Oleg i jego świat

Oleg ma do wyżywienia piątkę dzieci, a teraz ma jeszcze pomagać bliskim po drugiej stronie granicy.   Pracujemy razem, ramię w ramię, więc jego wyższy bieg musimy wrzucić razem. Chętnie wniosę swój wkład.

Tu nie czas na ślęczenie przed telewizorem i odpływanie w myśli „a co to będzie?”, „na ile jesteśmy bezpieczni?”, „a co tam się jeszcze dzisiaj wydarzyło?”.

Oleg jest twardym gościem. Nie jedno widział, nie jedno przeżył. Teraz, gdy jego naród walczy o przetrwanie, Oleg wie, że najlepsze co może zrobić to trzeźwo i racjonalnie budować scenariusz na przyszłość.

Boże, co to będzie?!

Jakże to kontrastuje z niejednym z moich znajomych, którzy histeryzują faszerowani propagandową papką z mediów walczących o słupki oglądalności. Ktoś uwierzył w nachalnie powtarzanego newsa o koszmarnych kolejkach na stacjach benzynowych. Ktoś inny wycofał wszystkie pieniądze z banku. Ktoś odwołał wyjazd w delegację do innego województwa, bo „w taki czas lepiej być z bliskimi”.

Ukraina wygrała

Jeśli prawdą jest, że Rosja prowadzi równie intensywnie wojnę o nasze umysły, jak prowadzi walki na lądzie, to może warto wziąć przykład z Olega?

On i jego koledzy nie panikują. Robią swoje. Weryfikują informacje sprawdzając w pewnych źródłach. Jestem spokojny, że wygrają wojnę o swoje umysły. Nie wiem, jak się skończy walka o ich ziemię. Lecz jak wygrają w głowie, to ziemię koniec końców też odbiją. Żaden ruski diabeł nie jest wieczny i oni to wiedzą.

Pokarm dla głowy

Co z nami? Zacznijmy wygrywać w głowie! Na szczęście znam coraz więcej osób, które wyłączyły te durne telewizory, przestały wierzyć w bzdury podawane w sieci przez jakieś dziwne osoby.

Mówi się, że kondycja fizyczna równie mocno zależy od diety co od ćwiczeń. Zatem kondycja umysłowa równie mocno zależy od sprawności intelektualnej co od informacji, którymi karmimy zmysły. Jaki bym nie był inteligentny, to gdy nafaszeruję się gównianymi informacjami to doprowadzę do umysłowej sr… niewydolności jelit.
Zalecam dietę informacyjną!

Warto posłuchać

To by było na tyle. Jeśli chcesz bliżej poznać Olega, to tu wklejam LINK do YouTuba, gdzie właśnie zaczęliśmy publikować nasze pogawędki o tym co robimy w biznesie. Jeśli wejdziesz, by posłuchać to proszę Cię kliknij tam guzik „Subskrybuj”, bo dzięki temu portal poda dalej nasze filmy widząc, że ktokolwiek ogląda ten kanał.

Muszę jeszcze dodać: ależ mi Ukraińcy zaimponowali w tym tygodniu swoim hartem ducha!

Pogodnie Cię pozdrawiam,

Bernard Fruga

 

Anioły są wiecznie ulotne, zwłaszcza te w Bieszczadach

Na ścianie mojego pokoju wisi zielony, drewniany Bieszczadzki Anioł. Dostałem go w Ustrzykach Dolnych na pamiątkę poprowadzenia kilku dni zajęć z młodzieżą i nauczycielami tamtejszej szkoły.

Język przedmiotów

Może też tak masz, że przedmioty ładnie wpisują się jako symbole w to co się wydarza i co staje na naszej drodze.

Stare Dobre Małżeństwo śpiewało, że „Anioły są wiecznie ulotne, Zwłaszcza te w Bieszczadach, Nas też czasami nosi, Po ich anielskich śladach” (tutaj jest LINK do tej piosenki ku przypomnieniu lub jej poznaniu).

Takim Bieszczadzkim Aniołem, który mnie kilka lat temu ponownie zaprowadził do Ustrzyk Dolnych była Pani Basia Sałosz. Nawet nie wiem, jak mnie znalazła. Kilkakrotnie dzwoniła i zachęcała, bym do nich przyjechał i poprowadził warsztaty.

Trącony skrzydłem

W Ustrzykach zatrzymałem się w domu rodzinnym Państwa Barbary i Tomasza. Poznałem też ich przyjaciół i poczułem się „trącony skrzydłem aniołów bieszczadzkich”.
Gdy się dowiedzieli, że lubię miód, to podarowali mi słój takiego ponoć najbardziej zdrowego i naturalnego w Polsce. Był to miód z pasieki kogoś z ich rodziny, kto miał ule gdzieś między Ustrzykami a Arłamowem.

Ustrzyki w latach 70.

Przyznam, że do wyjazdu do Ustrzyk nie trzeba było mnie długo przekonywać, bo miałem stamtąd barwne wspomnienia z dzieciństwa.

Moi rodzice jeździli latem na zgrupowania łuczników Resovii do hotelu Laworta. My z bratem byliśmy z nimi. Podczas treningów szwendaliśmy się po okolicach Laworty. Znaliśmy wiele zakątków Ustrzyk.

Miło było po latach ponownie zobaczyć te miejsca.

Pani Basia od aniołów

Z Panią Basią i jej mężem nie widziałem się od paru lat. Raz na jakiś czas dostawałem od niej krótkiego maila z podziękowaniem za niedzielny felieton.

W ten poniedziałek dostałem SMSa od Pana Tomasza, z informacją o śmierci Basi. Długo chorowała. Teraz już jest wśród aniołów. One też otoczyły pewno opieką jej rodzinę.

Jeśli wierzysz, że nasze życie nie kończy się na ziemskiej wędrówce, to może prześlij dobrą myśl lub modlitwę w Bieszczady.

Kawa u Pana Boga

Kilka znanych mi osób odeszło w ostatnich tygodniach. W takich sytuacjach słyszę i czytam różne głosy bliskich. Od „przedwczesnej i niepotrzebnej śmierci”, „poprzez bolesne zostawienie bliskich”, aż po „pójście na wyczekiwany spoczynek po ziemskich zmaganiach”.

Śmierć nie jest dla mnie tematem łatwym. Rozum mówi, że to naturalna kolej rzeczy, że każdy z nas rodzi się, żyje i umiera. Serce, gdy ociera się o powiew z tej drugiej strony, to nie pozostaje obojętne. Jest tęsknota za obecnością tych co odeszli.

W oku kręci się łza wspomnień konkretnych sytuacji, rozmów, spotkań z tymi, z którymi już na Ziemi się na kawę nie umówię.

Coś mamy do zrobienia

W tym tygodniu zadzwonił do mnie znajomy przedsiębiorca. Mniej więcej w moim wieku. Nie rozmawialiśmy od dawna. Pretekstem do telefonu była potrzeba domknięcia formalności interesów, które razem robiliśmy dawno temu. Po potwierdzeniu, że obydwaj mamy się dobrze i zdrowo, zamknęliśmy rozmowę stwierdzeniem, że skoro jeszcze żyjemy to najpewniej mamy jeszcze coś do zrobienia na tym świecie.

Życzę Tobie i sobie pogodnego zrealizowania tego z czym zostaliśmy wysłani na ziemską wędrówkę. Zaś tym, którzy już przeszli linię mety jestem winien wspomnienie dobra, które po sobie zostawili.

Moje pożegnanie z parkietem; praca hybrydowa oraz wnioski z ubiegłotygodniowej konferencji

  1. Praca hybrydowa, to nowa normalność
  2. Szefowie są zaskoczeni tym, jak sprawnie poszło przełączenie
  3. Większym wyzwaniem była infrastruktura komputerowa niż kompetencje

 

–Skoro będziesz te cztery wieczorne godziny za kółkiem, to odpal sobie na komórce naszą konferencję i posłuchaj na żywo – zaproponował Andrzej, który był współorganizatorem czwartkowego eventu pt. „Praca Hybrydowa okiem praktyków. Konieczność i okazja”. Tak też zrobiłem.

Hybrydowa agenda

Zresztą tamtego dnia, tzw. praca hybrydowa była moim motywem przewodnim już od świtu. Oto mój plan poranka:

7:50-8:00 telefoniczny stand-up meeting z zespołem klienta

8:00-9:30 szkolenie online ze skuteczności osobistej

9:30-9:45 konsultacja indywidualna

9:45 -10:00 konsultacja indywidualna

10:00-10:30 warsztaty online dla dyrektorów i kierowników mojego klienta

10:30-10:45 konsultacja indywidualna

Nowy wymiar produktywności

Oszczędzę Ci czytania szczegółów planu popołudniowego. Gdy spoglądam na powyższą agendę, to widzę, że taki poziom produktywności nie byłoby możliwy, bez pracy zdalnej. Dzięki wyeliminowaniu czasu na przejazdy, przełączenie się ze spotkani na spotkanie jest kwestią kliknięcia myszką komputerową.

Co więcej, gdy pomyślisz o uczestnikach powyższych wydarzeń, to w sytuacji offline, ich udział w moich konsultacjach i szkoleniach, byłby okupiony przemierzaniem setek kilometrów. Uczestnicy szkolenia z 8:00 byli większości w południowo-wschodniej części kraju, a dyrektorzy z 10:00 byli rozsiani po wszystkich regionach.

Pożegnanie z parkietem

Traktując mój kalendarz jako studium przypadku zwróć uwagę jeszcze jeden ważny element. Szkolenie trwało półtorej godziny, a warsztaty pół godziny. To nie jest wyjątek. To nowa codzienność.

Niniejszy felieton piszę siedząc w pokoju hotelowym na północy Polski. Prowadzę tu dwudniowe szkolenie dla kadry managerskiej. Mam przeczucie, że to szkolenie jest moim pożegnaniem, z taką formułą pracy z klientem. Czyżby to było moje ostatnie dwudniowe szkolenie stacjonarne? Być może.

Prekursorzy

Nim w czwartkowe popołudnie wrzuciłem mój składak do bagażnika samochodu, na parkingu wypożyczalni i nim ruszyłem na północ słuchając konferencji „Praca Hybrydowa okiem praktyków. Konieczność i okazja”, to podjechałem jeszcze rowerem na spotkanie z moim serdecznym znajomym, kierującym sporą organizacją doradczo-szkoleniową. Rozmawialiśmy we trzech, tym trzecim uczestnikiem był guru od nagrań i montażu wideo. Mój znajomy perfekcyjnie wyczuł to, co się dzieje na rynku i poważnie zainwestował w przełączenie się na profesjonalną działalność zdalną. Chciał byśmy wymienili doświadczenie w tym obszarze. Wszyscy trzej widzimy, że stary świat szkoleniowo-doradczy już się skończył. Czas wziąć w objęcia nowego towarzysza podróży, czyli rzeczywistość hybrydową.

Wnioski z konferencji

Co takiego usłyszałem na konferencji o pracy hybrydowej? Kable do routerów, zestawy słuchawkowe, szybki Internet w domach, taksówki do przewiezienia komputerów stacjonarnych z biura do domów, czytanie mowy niewerbalnej współpracowników, gdy ich widzimy tylko przed kamerkę, to były większe wyzwania pracodawców, niż produktywność i kompetencje cyfrowe pracowników działających z domu.

Cyfrowy nauczyciel

Widziałem to każdego dnia pod naszym dachem. Moja żona jest nauczycielką. Została z dnia na dzień wrzucona do pracy na Teamsach. Nigdy wcześniej nie korzystała z takiej platformy. W ciągu kilku dni Teams to było jej środowisko pracy, w którym sprawnie się poruszała.

Widzimy się w środę o 20:00

Porozmawiajmy o tym w środę. 30 września o godzinie 20:00 na moim kanale youtube jest spotkanie na żywo z udziałem moich czytelników i widzów. Spotkanie w ubiegłą środę było bardzo udane, wiele pytań, kilkudziesięciu uczestników i dynamiczna interakcja. Zapis poprzedniego spotkania oraz link na najbliższe znajdziesz na moim kanale: LINK YT

Proszę o Twoje komentarze i pytania mailowo w odpowiedzi na tą wiadomość, a także interaktywnie w oknie czatu podczas środowego spotkania.

Pogodnie pozdrawiam,

Bernard Fruga

 

PS

Jeśli czekasz też na mój cotygodniowy materiał wideo to odsyłam Cię do poniższych linków. Dzisiaj jest o moich odkryciach związanych z narzędziem do robienia notatek pn. OneNote.

Oto link do 7-minutowej wersji: LINK 7MIN

Tutaj jest 1-minutowe podsumowanie tematu: LINK 1MIN

 

 

 

Top